TRĄD jest choroba szeroko rozpowszechnioną
w krajach wschodu, a wśród Żydów szczególnie trędowaci byli
wyjęci spod prawa - odłączeni od pozostałych. Nie pozwalano
im na kontaktowanie się z własnymi rodzinami ani zbliżanie się
do kogokolwiek. Trędowaci byli zobowiązani trzymać się w pewnej
odległości od ludzi i na zbliżanie się nieznajomego wołać "nieczysty!
nieczysty". Oczywiste jest w świetle Zakonu, że trąd miał
przedstawiać grzech oraz jego obrzydliwy, zakaźny i trawiący
charakter.
Pewien podróżnik o Bliskim Wschodzie
napisał: "Gdy nasza wyprawa mijała zachodnią bramę Nablusu,
okolice starożytnego Sychemu, grupa budzących odrazę trędowatych
przywitała nas domagając się pomocy. Pokazywali oni różne postacie
tej okropnej choroby: zniekształcony nos, wargi, rękę lub nogę,
wykrzywione kończyny i co najmniej jeden przypadek trędowatego,
który był "biały jak śnieg". Kiedy już całkowicie
rozbiliśmy nasze namioty na zachód od miasta, trędowaci, w liczbie
piętnastu, przyszli do nas i usiedli z dala w półkolu, zwróciwszy
twarze w kierunku naszych namiotów. Jeden z nich wysunął się
bardziej do przodu od pozostałych trzymając w wyciągniętej ręce
naczynie na jałmużnę i wszyscy oni, jakby jednym głosem, donośnie
zawołali do nas, abyśmy mieli dla nich litość i udzieli pomocy".
Inny pisarz przedstawił następująco
stan zarażonego trądem: "Włosy wypadają z głowy i z brwi,
paznokcie rozluźniają ,się, gniją i odpadają; kolejno poszczególne
stawy u rąk i nóg kurczą się i powoli odpadają: dziąsła zanikają
i wypadała zęby; nos, oczy, język i podniebienie ulegają powoli
wyniszczeniu".
TRĄD ILUSTRUJE CHOROBĘ GRZECHU
Okropność i obrzydliwość trądu oraz jego
zakażające cechy przenoszone zarówno dziedzicznie, jak i przez
infekcję stanowią dobrą ilustrację choroby grzechu, która opanowała
całą ludzką rodzinę i która oddziela i odstręcza ją od Boga
i od tych wszystkich, którzy są czyści i pozostają w harmonii
z Nim. Izolowanie trędowatych wyraźnie było nakazane w Zakonie,
ale nie podano w nim żadnego lekarstwa ani recepty na jego leczenie.
Chorobę tę traktowano z punktu widzenia religii i w każdym przypadku
podlegała osądowi kapłanów. Oni decydowali czy trąd się rozwijał,
Czy nie, oni skazywali trędowatego na banicję, a w przypadku
znalezienia czegokolwiek, co nadawało się do leczenia, kapłani
musieli orzekać o jego oczyszczeniu zanim ponownie mógł być
przyjęty do społeczności.
Tak więc, wielką chorobę grzechu Bóg
pozostawia w rękach antytypicznego kapłaństwa - Chrystusa i
wiernych podkapłanów - i do niego należy określenie oraz ujawnienie
tego, co jest grzechem, jako różnym i odrębnym od tego, co jest
sprawiedliwością, i tym samym rozdzielenie czystego od nieczystego,
tych którzy są w harmonii z Bogiem od tych, którzy z Nim nie
są w zgodzie.
A w wieku Królestwa Bożego, kiedy królewskie
kapłaństwo będzie miało oficjalną władzę błogosławienia świata
wiedzą o Bogu i o tym jak uwolnić się od grzechu i przez zasługę
drogocennej krwi, osiągnąć pełną restytucję czystość i doskonałość
umysłu, serca i ciała, to właśnie wtedy królewskie kapłaństwo
będzie decydowało o tym czy proces oczyszczenia został dokonany,
kiedy grzech przestał istnieć w potępionych i kiedy zostali
oni ponownie doprowadzeni do pełnej harmonii z Bogiem i sprawiedliwością.
Z pozostawionych przez podróżników opisów
dowiadujemy się, że na terenie wzmiankowanym w naszym tekście
- w granicach Samarii i Galilei - trąd występował częściej niż
gdziekolwiek indziej i często można było oglądać grupy trędowatych
do pewnego stopnia przypominające tę opisaną w przytoczonym
tekście. Grupa, o której mówią zacytowane wersety, stała w oddali,
ponieważ chorych zmuszało do tego prawo. Ludzie ci uznali jednak
Jezusa za wielkiego Nauczyciela, o którego cudach już coś słyszeli
i zrodziła się w nich nadzieja, że On mógłby mieć dla nich współczucie
i uleczyć ich z tej obrzydliwej choroby. Dlatego podnieśli głos
i wspólnie zawołali: "Jezusie, Nauczycielu! zmiłuj się
nad nami". Nie ma wątpliwości co do znaczenia ich wołania,
chociaż zazwyczaj trędowaci żebrali o pieniądze, teraz z pewnością
szukali uzdrowienia u tego wielkiego Lekarza.
WSPÓŁCZUCIE JEZUSA DLA TRĘDOWATYCH
Słysząc ich glosy Jezus zwrócił się do nich
z litością. Możemy sobie lepiej wyobrazić niż opisać to współczucie
jakie Jezus miał dla nich, patrząc na ich godny pożałowania
stan. I niewątpliwie w tej samej chwili pomyślał o wielkiej
chorobie grzechu, z powodu którego cierpiał cały świat a którego
On przyszedł uwolnić od tych cierpień i którego okowy przyszedł
zerwać przez danie swego własnego życia, jako ceny okupowej
za ich życie. Nasz Pan rzekł im po prostu: "Szedłszy okażcie
się kapłanom". Słowa te dały do zrozumienia, że trąd został
uleczony i mogli oni spodziewać się, że orzeczenie kapłanów
uwolni ich od choroby i pozwoli powrócić im do domów i rodzin,
nawet jeśli okaleczenia i zeszpecenia spowodowane chorobą nadal
pozostaną widoczne. Wdzięczni za takie uwolnienie od nękających
ich cierpień, cała dziesiątka posłusznie pośpieszyła wypełnić
Jego zalecenie, ale w drodze zauważyli, że błogosławieństwo
jakie otrzymali od Pana nie polegało jedynie na powstrzymaniu
choroby, ale na przywróceniu im normalnego stanu. Ich wiara
przyniosła im o wiele więcej niż się spodziewali.
Jeden z nich zawrócił i upadłszy przed
Panem złożył swemu wybawicielowi hołd i podziękowania. Dziewięciu
pozostałych zastosowało się do słów naszego Pana, by pokazać
się kapłanom, ale nie mieli oni wystarczającej miłości, oceny
i wdzięczności, aby w stanie oczyszczonym przede wszystkim powrócić
i okazać uznanie dawcy tego błogosławieństwa, które oni otrzymali.
Nasz Pan zauważył to, ale również zwrócił uwagę na fakt, że
ten, który przyszedł z powrotem był Samarytaninem, a nie jednym
z żydowskich domowników wiary. I wówczas Jezus powiedział: "Nie
znaleźli się, aby się wrócili, i dali chwałę Bogu, jedno ten
cudzoziemiec? I rzekł mu: Wstań, idź wiara twoja ciebie uzdrowiła".
SAMARYTANIN PODZIĘKOWAŁ JEZUSOWI ZA
FIZYCZNE UZDROWIENIE
W zapisie tym nic nie powiedziano o otrzymaniu
przez Samarytanina, którego wdzięczność serca przywiodła do
stóp Jezusa, jakiegokolwiek błogosławieństwa lub łaski. Nie
dowiadujemy się, że Jezus zachęcił go, aby stał się jednym z
Jego naśladowców, ani że otrzymał jakiekolwiek duchowe błogosławieństwo.
W rzeczywistości wiemy, że otrzymanie przez niego jakiegokolwiek
duchowego błogosławieństwa nie było możliwe, ponieważ będąc
"cudzoziemcem", podobnie jak wszyscy poganie, nie
miał dostępu do udziału w Boskiej łasce przed udzieleniem zupełnej
miary łaski Izraelitom. Trzy i pół roku po ukrzyżowaniu naszego
Pana Korneliusz był pierwszym poganinem, który dostąpił łaski,
ponieważ w tym czasie najwcześniej łaska mogła objąć pogan -
wtedy bowiem nastąpił koniec "siedemdziesięciu tygodni"
łaski obiecanej Izraelowi.
Nie dowiadujemy się też, by dziewięciu,
którzy otrzymali łaskę Bożą, wzruszyło się i wróciło złożyć
podziękowanie oraz z powodu swojej niewdzięczności było w jakimkolwiek
stopniu pozbawionych błogosławieństw już otrzymanych. Jednakże
z łatwością możemy sobie wyobrazić, że stan ich serc nie był
dobry po serdecznym przyjęciu ich przez Pana i zaoferowaniu
im przez Niego przywilejów Królestwa. Możemy również słusznie
przypuszczać, że jeśli byli nieporuszeni okazaniem im tak wielkiej
Boskiej miłości, doznanej na własnych osobach, to pozostali
równie nieczuli na jakiekolwiek opowiadanie im Ewangelii, którą
mogli w przyszłości usłyszeć zarówno 2 ust Jezusa, jak i Apostołów.
Możemy nawet przypuszczać, że tych dziewięciu nigdy nie weszło
do Kościoła Chrystusowego.
W przypadku Samarytanina, na odwrót
mamy wszelkie powody do przypuszczenia, że ze względu na okazaną
wdzięczność znalazł się w Kościele. Ten stan serca bliższy był
wymogom Królestwa i kiedy później Ewangelia Chrystusowa była
głoszona poganom i Samarytanom, człowiek ten był przygotowanym
słuchaczem i miał serce przygotowane na przyjęcie dobrej nowiny,
na uleczenie z moralnego trądu grzechu i wejście w harmonię
z Bogiem przez stawienie się przed owym wielkim Najwyższym Kapłanem
wyznania naszego, który umarł za nasze grzechy i który przyjmuje
za czystych wszystkich, którzy przez Niego przychodzą do Ojca.
Chociaż nie mamy żadnych zapisów na ten temat, to jak wierzymy,
ów Samarytanin należał do tego rodzaju ludzi, jakich obecnie
nasz Pan przyciąga i powołuje do ofiarowania się. Tacy usłyszawszy
nowinę Królestwa gotowi będą kłaść swoje życie i być martwymi
dla grzechu, przedstawiając Bogu swoje ciała jako żywe ofiary
(1 Jana 3:16; Rzym. 5:1, 2).
STOSUNKOWO NIEWIELU JEST WDZIĘCZNYCH
Widziana z tego punktu patrzenia wdzięczność
serca, z pewnością jest oznaką charakteru jakiego Bóg poszukuje
- szczególnie w sprawach związanych z naszym wielkim zbawieniem.
Wszędzie wokół siebie dostrzegamy porównania stanowiące odpowiedniki
naszej ilustracji. Spotykamy tych, którzy cierpieli z powodu
trądu grzechu, którzy odwoływali się do Jezusa prosząc o litość
oraz pomoc i którzy zostali usprawiedliwieni przez wiarę - zostali
oczyszczeni od swoich nieprawości i przykryci sprawiedliwością
Chrystusową. Jednak spośród tych wszystkich, którzy z ręki naszego
Pana doznali takich błogosławieństw i łask, stosunkowo niewielu
wróciło do Niego i padłszy przed Nim złożyło Jemu podziękowania
za uwolnienie z niewoli grzechu i potępienia, składając u Jego
stóp samych siebie jako żywe ofiary przez całkowite poświęcenie
się Panu w rozumnej służbie (Rzym. 12:1). Jedynie prawdziwie
wdzięczni, prawdziwie doceniający, skłonni są to uczynić. Apostoł
oświadcza o sobie i o wszystkich takich jak on, że prawdą jest,
iż "miłość Chrystusowa przyciska [przyciąga, przymusza]
nas, jako tych, którzyśmy to osądzili, iż ponieważ jeden za
wszystkich umarł, tedy wszyscy byli umarłymi [tak, gorzej niż
umarłymi ze względu na przewinienia, grzechy i potępienie];
A że za wszystkich umarł, aby ci, którzy żyją [są usprawiedliwieni,
aby mogli żyć dzięki wierze w Jego krew], już więcej sobie nie
żyli, ale temu który, za nich umarł" (2 Kor. 5:14, 15).
Niewdzięczność jest niepobożnością,
brakiem tej właściwej oceny, która mogłaby doprowadzić do całkowitego
poświęcenia życia, każdej korzyści i każdej sprawy dla Pana
bez względu na to jaką nagrodą może On nas obdarować. Owe "bardzo
wielkie i kosztowne obietnice" Słowa Bożego nie zostały
dane po to, by inspirować wdzięczność i poświęcenie, ale zostały
dane jedynie wdzięcznym i poświęconym, którzy przedstawili się
Bogu jako żywe .ofiary. "Warn dano wiedzieć tajemnice królestwa",
"Ale nam to Bóg objawił przez Ducha swojego", który
udzielany jest jedynie poświęconym. Obietnice te mają nas wzmocnić,
uwrażliwić i umożliwić nam "zwycięstwo" przez wypełnienie
naszego przymierza poświęcenia (Mat. 13:11; 1 Kor. 2:9, 10).
Każdy z nas z osobna i wszyscy razem
starajmy się i doskonalmy coraz bardziej ducha wdzięczności,
ducha - usposobienie - "rozumnego". Wdzięczność sprawi,
że każda próba i ofiara wyda się nam niewielka i stosunkowo
łatwa do złożenia, powodując, że wszystkie Boże litości i łaski
wobec nas wydadzą się odpowiednio wielkie, wspaniałe i inspirujące.
________________________
"NIEWDZIĘCZNOŚĆ
JEST NIEPOBOŻNOŚCIĄ,
BRAKIEM
TEJ WŁAŚCIWEJ OCENY,
KTÓRA
MOGŁABY DOPROWADZIĆ DO CAŁKOWITEGO
POŚWIĘCENIA
ŻYCIA, KAŻDEJ KORZYŚCI
I
KAŻDEJ SPRAWY DLA PANA
-
BEZ WZGLĘDU NA TO JAKĄ NAGRODĄ
MÓGŁBY
ON NAS OBDAROWAĆ".
________________________
- artykuł zaczerpnięty z miesięcznika religijnego
"Teraźniejsza Prawda" `89(117).
|